Okładki na Wattpadzie oczami przyszłego technika

Jest kwarantanna. Dopiero dwa tygodnie. Wróciłam do pieprzonego „Grosza daj Wiedźminowi”, katując tę piosenkę od jakichś dwóch godzin, i zaczynam tęsknić za zjebami z mojej klasy.
To dla Was, mordy wy moje.


Dlaczego to robię?

No, bo mogę.

Ale nie tylko dlatego.

Pamiętacie notkę o okładkowniach? Jak tak, to dobrze, jak nie, to macie za zadanie teraz zapierdalać w podskokach i ją nadrobić.

Od pięciu lat tworzę nagłówki, okładki, tła, fotomontaże, miałam epizod z grafiką 3D i Digital Paintingiem, które zostały zakończone klęską i stwierdziłam, że wyjebane na nie. Zostałam z czterema pierwszymi. Poszłam na grafika (nie polecam na razie dla osób zaawansowanych, które bóldupią, jak muszą zrobić coś, co robiły, gdy zaczynały się w tym wszystkim babrać [może jedynie teorię]) no i myślę, że to doświadczenie jest wystarczająco spore, by to zrobić. Jeżeli ktoś chce moje prace, to może albo cofnąć się do poprzednich notek, albo możecie sobie zerknąć szybko teraz i kontynuować:



No, ale dobra. Co z tym hejtem i na czym to będzie polegało?

Po pierwsze: nie hejtem, tylko analizą.
Po drugie: będzie to polegało na tym, że wejdę sobie w randomową okładkownię i sprawdzę, jakimi cudami raczą zleceniobiorcy zleceniodawców.

No, to po tym dość obszernym wstępie, let's get this party started!


Na początek najnowsza notka z „Okładki na zamówienie” Lanar_Lannister.
Ostatnia notka została opublikowana pod koniec 2018 roku i jest... zaraz to omówię.


To, co pierwsze rzuca się w oczy grafikowi takiemu, jak ja, co ma na bakier z typografią i, mimo że to ogarnia, to zawsze ma jakieś problemy, które musi usuwać, to font. Nie, nie czcionka. Font, ewentualnie, jak ktoś chce super po polsku, to krój czcionki.

Nie jest brzydki, sama taki mam w swoich zbiorach, ale bardzo rzadko, a właściwie praktycznie nigdy, go nie wykorzystuję. Dlaczego? Bo 80% moich prac to prace z polskimi znakami, a ten font ich nie posiada, jak możecie zauważyć po literach ą i ę, a mnie się nie chce domalowywać znaków diakrytycznych. Druga uwaga: wojna kojarzy mi się z czymś raczej przykrym, a tymczasem font jest uroczym handwritingiem. Rozumiecie, o co mi chodzi? Krój czcionki absolutnie nie pasuje do tego, co ma pokazać. Druga uwaga, w typografii, jaka by nie była, czy to na okładce, w gazecie, nagłówku etc. nie używamy dwóch różnych fontów ozdobnych. Do czego zmierzam, już mówię.

Często na grafikach użytkowych (różnego rodzaju ulotki, okładki, nagłówki, banery, broszury i tak dalej) font jest jednolity. Albo jest ten sam font bezszeryfowy lub szeryfowy, albo jest ten sam font ozdobny. Również często (choć rzadziej) są zastosowane dwa rodzaje fontów. Font prosty szeryfowy lub bezszeryfowy oraz font ozdobny. Nigdy nie używa się dwóch różnych fontów ozdobnych, bo to jest niepotrzebny miszmasz i grafika, nawet w cholerę stonowana, wygląda na pstrokatą. Więc kolejny minus.

Kolejna wtopa= w tytule to pieprznięcie go w moją prawą, okładki lewą. Nie, nie, nie. Trzy razy nie. Tak się robi, gdy postać zajmuje którąś ze stron, jak, na przykład (przykład z książki tak do dupy, że Lipińska już się cieszy, że znów o niej mówię [ostateczny rozrachunek z tobą już niedługo, pseudo pisarko]) w tworze 365 dni. Można wtedy tytuł zrobić pionowo lub poziomo, a tu jest ni w pizdę, ni w oko. Podobnie jak moje życie. Znaczy, co.

Sama okładka, bez fontów, też wcale nie jest jakaś wyjebana w space. Nie ma ani żadnego ciekawego tła, ani nie jest jakoś super wykonana, nie przyciąga oka, jest nudna i bez wyrazu.

A tu dla przykładu coś w rodzaju tła do Finty, który zrobiłam jakoś na początku roku z dokładnie tą samą modelką.


No dobra. Koniec pastwienia się nad tą okładką, pora na kolejną z zestawienia prac Lanar_Lannister.


Tak jak zaczęłaś mniej więcej ogarniać czaczę z fontami, tak reszta się sypnęła, jak moje funty w AC Syndicate.

Nie wiem, czy to wina zdjęcia i jego pieruńsko chujowej jakości, mimo dobrych parametrów, czy chujowej jakości zdjęcia przez powiększanie, ale jest straszliwie niewyraźne (a z tym można sobie poradzić. PS CS6 radzi sobie świetnie, nie wiem jak z GIMP-em). Dwa, to gradient i nałożenie na to wszystko trybu koloru, który wygląda źle praktycznie zawsze. Czasem go tylko używam do zmieniania koloru oczu, a i tak wolę twarde światło (GIMP)/nakładka (Photoshop).

Plus, kolejnym błędem-nie-błędem, jest kolor fontu. Dlaczego? Ponieważ ten pudrowy róż nijak pasuje do kolorystyki całej okładki. Lepiej by wyglądał jakiś neutralny ewentualnie, podobnie jak w tle, gradient, tylko, na przykład, odwrotnie.

No i praca numer trzy!


Tutaj sama okładka nie jest zła, tylko nie podoba mi się biała winieta, ale to kwestia czysto preferencyjna.
Ten pudrowy róż na bieli jest praktycznie niewidoczny. Zasada jest taka: ciemne tło, jasny tekst, jasne tło, ciemny tekst (czyli zasada, której powinna się nauczyć znaczna część Wattpadowej społeczności, która daje średniej jasności zdjęcie i czerwony tekst *wkurw in graphic designer*). Tu by się nie sprawdziła, ale wystarczyłoby dodać cienki, ciemniejszy obrys albo cień za tekstem i by było w pytkę.
Generalnie, według mnie, najlepsza okładka ze wszystkich, które się tutaj pojawiły, ale to nie znaczy, że nie mogłaby być lepsza. Mogłaby, bo ma parę mankamentów, ale je da się zdzierżyć i poprawić.

Do zobaczonka, kochani! Myjcie rączki, siedźcie w domu, czytajcie książki, nadrabiajcie filmy i seriale. Bądźcie zdrowi.

— Madame Red.


Komentarze