365 dni, Papierowa księżniczka i Zniewolony książę + Red popierdoliło

Mój brat kilka minut temu określił mnie Gordonem Ramsay'em polskiego Wattpada i Bloggera.


Miała być analiza z Reptylem, ale Reptyl to wredny gad i nie chce jej dokończyć, dlatego przybywam z napierdalaniem na książki pokroju Papierowej księżniczki, Zniewolonego księcia, 365 dni i tak dalej, i tak dalej. A więc przygotujcie się na mieszanie z błotem zapalonych czytelników książek powyżej, samych książek, a nawet autora. I dziś nie będę się specjalnie powstrzymywała przed rzucaniem kurwami. Jakby komuś to przeszkadzało, to niech wie, że ma moje błogosławieństwo i w tym momencie może opuścić tę notkę i przeczytać inną. Za-za-za-zaczynajmyyy!


A więc, em hem, o książkach powyżej słyszała większość, a o 365 dniach, Tym dniu i o Kolejnych 365 dniach słyszał każdy. Nawet moja mama, która generalnie nie czyta książek i nie śledzi rynku wydawniczego w Polsce. Ostatnią przeczytała z piętnaście lat temu. A wiecie, co łączy te w sumie już sześć książek?
Opinia na temat 365 dni (żenady i posiniaczonego czoła)
 Seksizm, uprzedmiotawianie kobiet i/lub mężczyzn oraz przemoc (seksualna i/lub fizyczna, i/lub psychiczna), płytka, nudna fabuła i postacie-debile. Like... 
 Czytając „recenzje”, a może raczej powinnam powiedzieć amatorskie opinie napalonych na ostry seks pań po trzydziestce, mój mózg zaczął się upłynniać.
  Wiecie, gusta są różne i jakby każdy ma różne doświadczenie z książkami. Jedni czytają jedną książkę na dziesięć lat, inni jedną książkę dziennie, inni jedną na tydzień lub parę, a inni jedną na miesiąc lub parę. Ale tu nawet nie chodzi o to, jak książka jest napisana, tylko co jest w niej napisane. 
  To przerażające, ile kobiet podnieca przemoc, seksizm i uprzedmiotawianie. Siedzę sobie na Lubimy Czytać, przeglądam z nudów recenzje najgorszych książek, jakie dotąd przeczytałam i strzelam tak znakomite piątki z czołem, że słychać je na pieprzonym Broadway'u kilka tysięcy kilometrów od mojego miejsca zamieszkania. A chyba wiecie, co to oznacza. 
   Przykładowo: siedzę sobie, czytam recenzje Kolejnych 365 dni, bo miałam dylemat, czy pożyczać do Bena, czy nie. I wiecie co? Wzięłam i żałowałam tego jeszcze bardziej niż 365 dni. A więc co ma myśleć biedny Benek, który wydał na tę książkę swoje ciężko zarobione 28 złotych? Ale powróćmy do czytania recenzji.
  Wróciłam po przeczytaniu tego gówna z kacem moralnym równym potrąceniu kochanych osiedlowych monitoringów autobusem, a na dodatek po przeczytaniu opinii mam takie wielkie „Co do kurwy?”. Dorosłe kobiety rozpływające się nad erotyzmem w trzeciej części trylogii i przy okazji gwałtem. Tak, tu jest spoiler alert. I to gwałtem, po którym Laura, skończona debilka, idzie się bzykać. Jakby; kurwa, Lipińska, najpierw piszesz o dramacie i upokorzeniu dla każdej kobiety, nawet tej, która zmienia partnerów jak rękawiczki i dla niej seks jest tylko zabawą, a potem raptem o tym, jak ona idzie się bzykać i o wszystkim zapomina. Słuchajcie ludzie, psychiatrzy jej nienawidzą, odkryła jeden prosty trik, po którym przestaniesz brzydzić się samą sobą, usuniesz uszczerbek na psychice, poczucie wstydu i nienawiści do własnego ciała oraz własnej seksualności po gwałcie! Ale nie tylko w trzeciej części jest gwałt. W pierwszej również! Oralny. Zapraszam do analizy, dzióbaski. Myślicie, że dlaczego wątek stewardessy się później nie pojawia? Tak...
   Papierową przeczytałam już jakiś czas temu i... kurwa, jak ja tego żałuję.
   Ustalmy sobie jedną rzecz: biedna główna bohaterka i jej dziany laluś to już tak przeruchany temat, że naprawdę trzeba mieć nie lada mózg, żeby zdołać wycisnąć z tego coś nowego. A to, co tam się dzieje...
  To jest ten moment, kiedy uprzedmiotawiane są nie tylko kobiety, mężczyźni też, a fabuła to pierdzielone Diabolik Lovers i to jeszcze to anime z zajebiście durną bohaterką. Nie wiem jak w grze. Nie grałam, przykro mi. Aż nie wierzę, że obejrzałam tego dwa sezony.
  Bo wiecie, Diabolik Lovers i Papierowa to jest tego rodzaju anime i tego rodzaju książka, które przyjemnie się czyta bądź ogląda i nawet ci się podoba, dopóki się nie skończy. I ty nie zaczniesz myśleć i po tym masz takie „Wait a sec... Co ja właśnie przeczytałam/przeczytałem (obejrzałam/obejrzałem)?”.
   Bohaterka jest gnębiona, molestowana, uprzedmiotawiana i, co najlepsze, uprzedmiotawia osoby, które ją uprzedmiotawiają. I pomińmy w ogóle fakt siedemnastoletniej striptizerki.
  W Papierowej są chyba wszystkie możliwe uzależnienia, jakie można sobie wymyślić. Od fajek i alkoholu po hazard i seksoholizm. I, wiecie, to jest spoko, bo można pokazać młodym osobom, że takie rzeczy istnieją i należy z nimi walczyć. Tylko złe jest to, jak to jest pokazane w tej książce. Ten i ten kochaś Royal ma problemy z hazardem i dług na XXX dolarów? Eee tam, spoko, jest, to jest, ojczulek zapłaaaci.
   I stare baby polecają to młodym dziewczynom... w głowie mi się nie mieści.
  No i Zniewolony książę. W tej książce bohaterowie są przezroczyści jak celofan i nic sobą nie wnoszą. Chyba bardziej przezroczyste są tylko postacie w 365 dniach, naprawdę. No i w Czerwonej królowej. Any way, o Czerwonej i tłumaczeniu Czerwonej kiedy indziej. Teraz Zniewolony.
 Ja to tylko streszczę w ten sposób: niewolnictwo, gwałtparty, uprzedmiotawianie mężczyzn i seksizm wobec mężczyzn. Jakby... ludzie to lubią, ludzie to czytają. I nie widzą w tym nic złego.
   A teraz przejdźmy do dużo przyjemniejszej części, albowiem... będzie nowy PDF! Gif numer dwa powyżej dotyczy jednej z postaci, dokładniej głównej bohaterki, a reszta jej wesołej kompanii jest tutaj:




   Jeszcze nie wiem, kiedy go dokończę, na pewno, gdy będę go kończyła, to Wam powiem. Powód jest dość prosty — nowy rok szkolny, technikum, roboty od zasrania, a ja sobie obiecałam, że w tym roku będę się uczyła. Zobaczymy, jak to wyjdzie. Z moją nauką w sensie, bo jestem pierdzielonym leniem. A co do PDFu, mam nadzieję, że do świąt mi się uda, a na pewno taki prezent byście chcieli tak jak w tamtym roku. I pracuję nad jeszcze jednym, cholernie kontrowersyjnym i w sumie, zanim napisałam pierwsze opowiadanie, bo to zbiór opowiadań, to nie spodziewałam się, że w końcu zdecyduję się na taki temat, ale gdzieś mi to tam chodziło po głowie i nie dawało spokoju, więc... wyszło, jak wyszło. A więc dam Wam jeszcze jedną grafikę do tego drugiego plus obie okładki i widzimy się już wkrótce.

Besoski, kochani.



Komentarze