Analiza #3: Christian, tęsknimy za Tobą! cz. 2

Disclaimer: fragmenty „dzieła” zawarte w tekście są użyte na mocy prawa cytatu!

Red & Ben

Vito Corleone się właśnie w grobie przewraca. 
Planuje wendetę na Lipińskiej.
Za obrazę „Ojca chrzestnego”?
Nie. Za obrazę mafii. 




Powracamy z drugą częścią analizy „365 dni” Blanki Lipińskiej. 
Dlaczego my to sobie robimy?
Jak to „dlaczego”? Dla fejmu.
Myślałem, że po to, by sobie udowodnić, że takie ścierwa nam niestraszne.




Kiedy otworzyłam oczy, była noc. Spojrzałam na pokój i zorientowałam się, że nie mam pojęcia, gdzie jestem. Leżałam w ogromnym łóżku, oświetlanym jedynie światłem latarni. Bolała mnie głowa i chciało mi się wymiotować. Co, do cholery, się stało, gdzie ja jestem? Próbowałam wstać, ale byłam zupełnie bez sił, jakbym ważyła tonę, nawet moja głowa nie chciała się podnieść z poduszki. Zamknęłam oczy i ponownie zasnęłam.
No tak, bo to przecież normalne, że budzisz się w środku nocy w obcym miejscu, z bólem głowy i bez siły w mięśniach. 
Dla niej najwidoczniej to codzienność.
Tak jak dla sam-wiesz-kogo?
No weź, oni nie wiedzą, kim jest sama-wiesz-kto. 
Dawna znajoma Francuzika. 

Kiedy znowu się obudziłam, wciąż było ciemno. Nie wiem, ile spałam, może to była kolejna noc? Nigdzie nie było zegara, nie miałam torebki ani telefonu. Tym razem udało mi się podnieść z łóżka i usiąść na brzegu. Przez chwilę czekałam, aż przestanie kręcić mi się w głowie. Zauważyłam lampkę nocną przy łóżku. Kiedy jej światło zalało pokój, zorientowałam się, że miejsce, w którym się znajduję, prawdopodobnie jest dość stare i zupełnie mi nieznane.
Laura ma ze sobą wyraźny problem.
Nie, no skąd? Po czym to wywnioskowałeś? 

Ramy okien były ogromne i bogato zdobione, naprzeciwko ciężkiego, drewnianego łóżka stał gigantyczny, kamienny kominek – podobne widywałam jedynie na filmach. Na suficie były stare belki, które idealnie komponowały się kolorem z ramami okiennymi. Pokój był ciepły, elegancki i bardzo włoski. Ruszyłam w stronę okna i po chwili wyszłam na balkon, z którego rozpościerał się widok na ogród zapierający dech w piersiach. 
Ezio się w grobie przewraca. 
Jak zobaczymy tu Florencję...
To gramy w Assassin's Creed II?
Wyjdź za mnie. 

– Świetnie, że już pani nie śpi.
Na te słowa zamarłam, a serce podeszło mi do gardła. Odwróciłam się i zobaczyłam młodego Włocha. O tym, że nim był, niepodważalnie świadczył jego akcent, kiedy mówił po angielsku. Także jego wygląd zdecydowanie utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Nie był bardzo wysoki – jak siedemdziesiąt procent Włochów, których widziałam. Miał długie, ciemne włosy spadające mu na ramiona, delikatne rysy twarzy i gigantyczne usta. Można powiedzieć, że był ślicznym chłopcem.
Gdybym była mafiozem, to bym się obraziła za nazwanie mnie ślicznym chłopcem.
Jesteś facetem?
Miałam być Aleksandrem.


Obok kominka znajdowały się kolejne drzwi. Zapaliłam światło i moim oczom ukazała się zjawiskowa łazienka. Pośrodku stała ogromna wanna, w jednym rogu ustawiona była toaletka, obok niej wielka umywalka z lustrem, w drugim końcu zobaczyłam prysznic, pod którym z powodzeniem zmieściłaby się drużyna piłkarska. Nie miał brodzika ani ścian, jedynie szybę i podłogę z drobnej mozaiki. Łazienka była wielkości całego mieszkania Martina, w którym razem mieszkaliśmy.
Czekajcie, próbuję sobie ją wyobrazić...
Albo Martin ma małe mieszkanie, albo ta łazienka jest jak pokój twój, twojego brata plus przedpokój. No może przesadziłem. Twój plus połowa jego pokoju.
No właśnie dlatego trudno mi jest sobie to wyobrazić. Chyba że to mała kawalerka, no ale to też kawalerki nie są wielkości łazienki. 
Przejdźmy po prostu dalej. 

Martin… pewnie się martwi. A może nie, może cieszy się, że wreszcie nikt nie zawraca mu głowy swoją obec­nością. Znowu ogarnęła mnie złość, tym razem połączona ze strachem wywołanym sytuacją, w której się znalazłam. 
Naprawdę? Dopiero teraz zaczęłaś się bać? W sensie; poważnie? 

Stanęłam przed lustrem. Wyglądałam wyjąt­kowo dobrze, byłam opalona i chyba bardzo wyspana, bo sińce, które miałam ostatnio pod oczami, zniknęły.
Gdyby to było takie proste... 
To nie wyglądałabyś już jak trup po spaniu dziesięciu lub jedenastu godzin dziennie?
Już po jednej nocy wyglądałabym jak pieprzona bogini. 

– Usiądź, proszę. Źle zareagowałaś na środek usypiający, nie widziałem, że masz kłopoty z sercem – usłyszałam męski głos i zobaczyłam postać stojącą na balkonie tyłem do mnie.   
Ona jedyne co ma, to poważne problemy z głową. Ben, wychodzimy. 
Czekaj, jeszcze nie skończyliśmy analizy. 

Nawet nie drgnęłam.  
– Lauro, usiądź na fotelu. Kolejny raz nie poproszę, tylko posadzę cię siłą.   
W głowie szumiała mi krew, słyszałam bicie swojego serca i wydawało mi się, że zaraz zemdleję. Przed oczami zaczęło mi się robić ciemno.   
– Do cholery, czemu mnie nie słuchasz?   Postać z balkonu ruszyła w moim kierunku i zanim osunęłam się na podłogę, chwyciła mnie za ramiona. Mrugałam oczami, chcąc złapać ostrość. Poczułam, jak sadza mnie w fotelu i wkłada do ust kostkę lodu.   
– Possij. Spałaś prawie dwa dni, lekarz podał ci kroplówki, żebyś się nie odwodniła, ale może chcieć ci się pić i masz prawo nie czuć się najlepiej.   
Co cię tak śmieszy? 
Bo przecież gdybyś porwał laskę, to niezwłocznie zawiadomiłbyś lekarza, co nie? 
A, to o to ci się rozchodzi. Nie, nie jestem idiotą. 

Znałam ten głos i przede wszystkim ten charakterystyczny akcent.  
Otworzyłam oczy i wtedy napotkałam to zimne, zwierzęce spojrzenie. Klęczał przede mną mężczyzna, którego widziałam w restauracji, w hotelu i... o Boże, na lotnisku. Ubrany był tak samo jak tego dnia, kiedy wylądowałam na Sycylii i wpadłam na plecy wielkiego ochroniarza.
Ona autentycznie cały czas na kogoś wpada. 
Niezdara, no co poradzisz?
Ja też jestem pierdołą, a nie wpadam cały czas na randomów, którzy mogą mnie później porwać i chcieć, bym spędziła z nimi rok, bym się zakochała.
No i zdradziłaś im fabułę.
Gdzie ty tu widzisz fabułę? Bo ja jej nie widzę. 


– Co ja tu, do cholery, robię? Kim ty jesteś i jakim prawem mnie tu więzisz?   
Wytarł z twarzy resztki wody pozostawionej przez lód, podniósł z grubego dywanu zimną przezroczystą kostkę i cisnął nią w płonący ko­minek.   
– Odpowiedz mi, kurwa!
Ej, ej. Nie „kurwa”, tylko „kurczę”.

Bajka TV!...

Rozjuszona podniosłam dłoń i wymierzyłam mężczyźnie siarczysty policzek.
Uderzyłaś mafioza, który cię porwał. 
Idę się uchlać chloroformem. 
A ja denaturatem. 
Widzimy się po drugiej stronie.

– Lauro, jesteś taka nieposłuszna, aż dziwne, że nie jesteś Włoszką.
...
...
Alex, aż dziwne, że nie jesteś Włoszką.
Spier-da-laj. 

Odwrócił się, a jego oczy nadal płonęły. Postanowiłam nie odzywać się, w nadziei że dowiem się, co tu robię i jak długo jeszcze to potrwa. 
Całe 365 dni. Powodzenia, pierdoło. 

Czarny rzucił w jego stronę ostrzegawcze spojrzenie, a mężczyzna nagle jakby zastygł.
Rasizm... troszkę. 

Podszedł do niego i stanął tak, że niemal stykali się po­liczkami. Zdecydowanie musiał się schylić, gdyż między nim a młodym Włochem było kilkanaście, a może kilkadziesiąt centymetrów różnicy.
Bo przecież nie może być tak, że główny bohater romansidła jest normalnej wysokości, tylko musi być wysokim na dwa metry koksem. 
Aż się dziwnie poczułem, wiedząc, że mam niecałe metr osiemdziesiąt. 

Rozmowa odbywała się po włosku, była spokojna, a człowiek, który mnie tu uwięził, stał i słuchał. Odpowiedział jednym zdaniem i młody Włoch zniknął, zamykając za sobą drzwi. Czarny chodził po pokoju, a potem wyszedł na balkon. Oparł się obiema rękami o balustradę i powtarzał coś szeptem. 
Don... Pomyślałam, że tak w Ojcu Chrzestnym zwracali się do Marlona Brando, grającego głowę rodziny mafijnej.
Wychodzę. Wy-cho-dzę. Sam se rób tę analizę. Pierdolę to wszystko. 

Nagle wszystko zaczęło się składać w całość: ochrona, samochody z czarnymi szybami, ten dom, nieznoszenie sprzeciwu. Wydawało mi się, że cosa nostra to wymysł Francisa Forda Coppoli, a tymczasem znalazłam się w środku bardzo sycylijskiej historii.
W chuj sycylijska historia.
Miałaś iść.
Nie zostawię cię samego z moim laptopem. Zapomnij. 

Nie dało się ukryć, że na obrazie byłam ja. Ale jak to możliwe? 
No nie jest możliwe, żeby opisał cię tak idealnie, żebyś nie różniła się ani trochę.
Wtedy byłby w sumie dobrym świadkiem. No, gdyby opisał sprawcę kropka w kropkę, to śledztwo byłoby znacznie łatwiejsze. 


– Ty także musisz do mnie należeć, Lauro.   
Nie wytrzymałam.  
– Ja nie należę do nikogo, nie jestem przedmiotem. Nie możesz tak po prostu mnie mieć. Porwać i liczyć na to, że już jestem twoja – warknęłam przez zęby.  
– Wiem, dlatego dam ci szansę, byś mnie pokochała i została ze mną nie z przymusu, a dlatego, że zechcesz.   
Parsknęłam histerycznym śmiechem. Uniosłam się spokojnie i powoli z fotela. Massimo nie oponował, gdy podeszłam do kominka, obracając w palcach kieliszek szampana. Przechyliłam go, wypiłam do końca i zwróciłam się w stronę mojego porywacza.   
– Ty sobie ze mnie jaja robisz. – Zmrużyłam oczy, piorunując go nienawistnym spojrzeniem. – Mam faceta, który będzie mnie szukał, mam rodzinę, przyjaciół, mam swoje życie. I nie potrzebuję od ciebie szansy na miłość! – Ton mojego głosu był zdecydowanie podniesiony. – Więc uprzejmie cię proszę, wypuść mnie i pozwól mi wrócić do domu.   



Brawo, Lauro!
Czekaj...


Jego ciało przywierało do mojego, czułam każdy mięsień tego niezwykle harmonijnie zbudowanego mężczyzny. Lewe kolano, które trzymał pomiędzy moimi nogami, podsunął w górę, gdy nie zareagowałam na jego słowa. Cicho jęknęłam, tłumiąc krzyk, kiedy wbiło się między moje uda, drażniąc wrażliwe miejsce, a plecy mimowolnie wygięłam w łuk, odwracając od niego głowę. Moje ciało zachowywało się tak jedynie w sytuacjach podniecenia, a ta mimo namacalnej agresji zdecydowanie taka była. 

Nie było tematu. 

– Tak zdecydowanie będzie nam łatwiej. A więc jeśli chodzi o zdjęcia... – rozpoczął.  – W twoje urodziny byłem świadkiem sytuacji na basenie między tobą a twoim facetem. Kiedy wybiegłaś, wiedziałem, że to jest dzień, w którym sprowadzę cię do mojego życia. Po tym, jak twój mężczyzna nawet nie drgnął, kiedy wyszłaś z hotelu, wiedziałem, że nie jest ciebie wart i długo po tobie rozpaczać nie będzie. Kiedy zniknęłaś, twoi przyjaciele poszli zjeść, jak gdyby nigdy nic. Wtedy moi ludzie zabrali twoje rzeczy z pokoju i zostawili list, w którym pisałaś do Martina, że odchodzisz od niego, wracasz do Polski, wy­prowadzasz się i znikasz z jego życia. Nie ma możliwości, by tego nie przeczytał, gdy wrócił do waszego apartamentu po posiłku. Wieczorem, gdy przechodzili obok recepcji wystrojeni i w szampańskich nastrojach, zagadnął ich człowiek z obsługi, polecając odwiedzić jeden z lepszych klubów na wyspie. Toro także należy do mnie i dzięki temu mogłem kontrolować sytuację. Gdy przejrzysz zdjęcia, zobaczysz na nich całą historię, którą właśnie usłyszałaś. To, co działo się w klubie... no cóż, pili, bawili się, aż Martin zainteresował się jedną z tancerek – resztę już widziałaś. Zdjęcia chyba mówią same za siebie. 
Ktoś mi powie, dlaczego my to wciąż analizujemy? 
It's time to stop! It's time to stop, OK? No more! Where the fuck are your parents? Who are your parents?

Kutas informuje kretynkę o tym, że zostaje u niego na tytuł tego barachła. Pokazuje jej, że wie o niej wszystko, Laura mierzy do niego z broni, ale jest cipą i nie wystrzeliła. Gdyby to zrobiła, to by się to skończyło. Massimo by zdechł, potem Laura, wszyscy byliby szczęśliwi, łącznie z nami. 
Jedyne, o czym marzę, to to, by jak najszybciej bryknąć do swojej biblioteczki i przeczytać „Woła mnie ciemność”. 
Ja mam kupiony PDF  „Wicked Kinga”, a muszę siedzieć i to przerabiać.
Masz? To jak przeczytasz, to mi udostępnisz. 


Bierzemy się za trzeci rozdział, bo w drugim, oprócz tego, że kretynka znów dostaje ataku, to nic się nie dzieje. 
Wiecie co? Ta książka nie jest zła. Boże, nie wierzę, że to mówię. Ta książka jest po prostu żenująca, głupia i nudna. I tyle.
Taaak... a bohaterowie to drewno.
Wiesz co? Niech bohaterowie będą drewnem. Ale niech fabuła będzie ciekawa, bo ja, czytając to oraz twoją „Poległą”, czuję dysonans, gdzie w „Poległej” się dużo dzieje — tutaj przekleństwo, tu Dziki Gon, tu Arno obrywa od Alice, tu od Alex, tu jakieś tańce, bale, święta, niebezpieczeństwo, które się czuje, Gerwazy, to, tamto — a tu jest 176 stron PDF-u o niczym. 

Równie dobrze można byłoby to wszystko streścić w nowelce na 30 stron. 
No dokładnie. I to jest główny problem tej książki. No i te idiotyzmy typu uderzenie mafioza prosto w twarz i zabieranie uprowadzonej osoby do lekarza.
Mam wrażenie, że pani Lipińska po prostu przeczytała Grey'a, stwierdziła, że zrobi to samo, tylko że doda mafię i... wyszło. Warsztat jest... słaby. Myślałam, że mój czteroletni warsztat jest taki „dobry-ale-bez-szału-ciał”, ale tu jest jeszcze gorzej, a jestem na tym świecie przynajmniej dwa razy krócej od pani Lipińskiej. 
Ale wiesz, czym jest to spowodowane?
Tak. Wiem. Widziałam wywiad. 
Pani Lipińska jest zamknięta na jakiekolwiek negatywne opinie, uważa, że jest cudowna, wspaniała i w ogóle istna Schwab erotyki. Nie potrafi spojrzeć na to, co napisała krytycznym okiem i jest zamknięta w takiej różowej bańce, gdzie ona jest ideałem, a krytycy to debile. Czyli... syndrom aŁtorów z Wattpada, gdy ty starasz się doradzić, pomóc, a aŁtor miesza cię z błotem. 
Czy jest sens, by robić kolejne części analizy tej pracy?
Nie. Nie ma. Ale ja dokończę o tym, co jeszcze jest tu złego. 
Sceny erotyczne, które pojawiły się w pierwszej części. To jest problem większości erotyków. Dosadność i słownictwo. Anatomia anatomią, seks seksem, ale ja autentycznie wolę scenę z fanfika „The Devil In Wonderland”, niż to, co się odwala tutaj.
Ale masz rację. Zazwyczaj w erotykach tego typu, przynajmniej mi to się rzuciło w oczy, podczas seksu nie ma takiego najzwyklejszego ludzkiego odruchu. Bohaterowie pieprzą się jak zwierzęta, a słownictwo to jakieś cholerne kuriozum. 
My już chyba skończyliśmy.
Tak.
A więc besoski, kochani. 

Komentarze