Porwanie + brak researchu

Co się odwlecze, to nie uciecze, dlatego po wszystkich BDSM, Daddy Kink, schematach i innych przeruchanych na wszystkie możliwe strony, w każdych możliwych pozycjach pomysłach na opowiadanie, pora na porwanie. 


Co takiego jest w porwaniach, że ludzie je tak chętnie czytają? Tak, zgadliście, dzióbki. Nic. Chyba że kogoś jara Hentai oraz syndrom sztokholmski na poziomie najcudowniejszej animacji Pixara... Tak, mówię o Toy Story 3

Ale Reeed, nie przesaaadzaj, są dobre opowiadania o porwaniach...

Ja tak mówiłam o Diabolik Lovers, zanim nie przemyślałam tego, co właśnie obejrzałam. Co ja się będę dużo wypowiadała? Policjanci to debile, rodzice mają dziecko w dupie, nikt się nie martwi o bohatera, a porywacz jest jakimś pieprzonym fuck boy'em. Wiecie, dlaczego tak wychodzi? Przez research! Albo raczej powinnam powiedzieć (napisać) przez jego brak. 

To tak jak napisać opowiadanie o Jokerze i Harley Quinn, opierając się tylko na Suicide Squad i fanfikach na Wattpadzie. Bo przecież obejrzałam SS, jestem wielką fanką DC i wiem wszystko. A to, że istnieją jeszcze komiksy i filmy o Jokerze? PFF, kogo to?

Tak samo jest ze wszystkim innym. Autorki opierają swoją wiedzę na słabych filmach, w większości na Wikipedii (bo przecież nie jest tam tak, że absolutnie każdy może dodać jakiś wpis) i opowiadaniach lub fanfikach i to najgorszych z możliwych. To jak Justin Kurzel przy tworzeniu Assassin's Creed. Tego filmu w sensie, bo do samego Assassin's Creed Ubisoftu nic nie mam (oprócz tego, że rozgrywka jest trochę powtarzalna i zamienia się w The Witcher's Creed).

 Nic, kurwa. ZERO JAKIEGOKOLWIEK OBCZAJENIA, O CO BIEGA. 

Piszesz o anoreksji? 
Ano tak, naoglądałam się zdjęć na Tumblrze (nie polecam), to wygląda tak cudownie. I wiem, że się nie je i można umrzeć. A to, że zmienia się cykl miesiączkowy, zaczyna rosnąć więcej włosów, by organizm mógł się jakoś ogrzać, że niektórzy nie mogą leżeć, bo bolą ich kości, że może dojść do zmian w układzie nerwowym? PFFF. Nikogo to nie obchodzi, ma być ładnie, a nie prawdziwie. 

Piszesz o porwaniu i syndromie sztokholmskim? 
To się, kurwa, dowiedz najpierw, o co w tym chodzi. Jest wujek Google, w nim znajdziesz wywiady, artykuły, filmy dokumentalne, filmiki. Najpierw zapoznaj się, dopiero pisz. Bo w innym wypadku wyjdzie ci to jak E.L. James jej seria. 
Opieranie swojej wiedzy na opkach w internecie jest najgorszą z możliwych rzeczy (chyba że to pisze osoba, która faktycznie coś przeżyła i jest to jej opowieść na faktach, ale nie takich jak u Papryke Vege, tylko autentycznych). Opieranie się na fanfikach to jeden wielki strzał w kolano i nie polecam tego nikomu. 

Kurtyna!

Komentarze